Kaznodzieja urodzony w Stachocinie, patron odrodzenia Polski – niezłomny postawą, żarliwy wiarą, płomienny duchem, jego celem było zdobywanie dusz ludzkich dla Boga. Czytając te przymioty, nikt nie ma wątpliwości, że mowa o św. Andrzeju Boboli.
Od lat 16 maja nasza wspólnota parafialna przeżywa swoje święto – dzień odpustu ku czci wspomnianego jezuity. Tak było i w tym roku – w ubiegłą sobotę gromadząc się przy Chrystusowym ołtarzu, dziękowaliśmy Panu Bogu za dar życia św. Andrzeja, za jego wstawiennictwo i orędownictwo we wszystkich naszych sprawach i prośbach.
Choć z powodu trwającej epidemii nie gościliśmy podczas uroczystej sumy księży z dekanatu, to swoją obecnością nasze parafialne święto podkreślił ks. Michał Grochowina, który podczas mszy świętych wygłosił homilię. Zamiast tradycyjnego „kazania” przedstawiającego losy św. Andrzeja skupił się na „ukazaniu” jedynie paru epizodów z jego życiorysu oraz przykładów zaczerpniętych z życia, za pomocą których skierował przesłanie do każdego z nas. Podczas wygłoszonego słowa padło wiele pytań o naszą wiarę, pytań wydawałoby się z pozoru oczywistych lecz jednocześnie trudnych: czy jesteśmy naprawdę świadkami wiary? Czy gotowi jesteśmy do poświęceń w imię Chrystusowej nauki? Czy proste gesty jak codzienne modlitwa, znak krzyża, pomoc i bycie dla siebie nawzajem są wynikiem pragnienia naszego serca czy tylko rytuałem, machinalnie wykonywaną czynnością? Ostatecznie nasz gość pytał czy należycie dbamy o przekaz wiary? Bo właśnie św. Andrzej od samego początku swojej kapłańskiej drogi będąc wędrownym misjonarzem i kaznodzieją, pragnął by ludzie usłyszeli o Chrystusie, pragnął by do wszystkich dotarła dobra nowina. W końcu pragnął, aby wiara wypełniała serca, bo wiara przeżywana sercem ma wielką siłę. W tej postawie trwał do końca swoich dni, do końca służył Chrystusowi, miłości, której powierzył życie. Za tę bezwzględna przynależność do Chrystusa życie swoje oddał. Zginął w okolicznościach, które nam trudno sobie nawet wyobrazić. Okrucieństwo i tortury jakich doznał jest tak zwyczajnie po ludzku nie do zniesienia, a jednak….. Nasz święty patron „wytrwały w największych cierpieniach” nie zaparł się katolickiej wiary ani kiedy oprawcy odcięli mu kolejno uszy, nos i wargi, ani kiedy przypalano jego poranione ciało, ani kiedy zdarto z niego skórę… Pokrótce opis jego męczeńskiej śmierci przedstawił nam ks. Michał, zwracając uwagę na to, że dzisiejszy świat unika tematów trudnych i niechętnie mówi o ludzkim cierpieniu w obliczu prawdy. Tym samym pragnął nas uwrażliwić, aby nad każdą ludzką biedą się pochylić, aby nie przejść obok niej obojętnie. Dziś nikt nie wymaga od nas takiej heroicznej postawy, jaką miał w sobie św. Andrzej, dlatego ks. Michał zachęcał, by siłę swojej wiary okazywać w bardzo prosty sposób – gestem ,uczynkiem, uśmiechem czy dobrym słowem.
Tego dnia nie zabrakło również wezwań litanii do św. Andrzeja oraz modlitwy nowennowej o ustanie epidemii, która trwa nieustannie w naszej świątyni od wielu tygodni.
Dzień odpustu to także szczególny czas spływającego na nas Bożego miłosierdzia. W tym dniu każdy miał okazję doświadczyć w bardzo konkretny sposób ogromu Bożej miłości, objawiającej się w darze odpustu, który jak wiemy zmywa z nas wszystkie kary doczesne za grzechy odpuszczone już co do winy. To w końcu dzień, który przypomina o powołaniu do świętości każdego z nas , bo choć ludzie i ich potrzeby od czasów życia św. Andrzeja z pewnością zmieniły się, to nadal tak samo potrzebujemy świadectwa wierności Bogu i Ewangelii, jakie pozostawił nam św. Męczennik.
Joanna Główka